Świadectwo Doroty
„Bóg pragnie naszego dobra, wystarczy złapać Go za rękę i iść razem przez życie.”
W styczniu musiałam poddać się operacji żołądka. Wiedziałam, że będę w dobrych rękach lekarzy specjalistów, ale przede wszystkim ufałam dobremu Bogu Ojcu. To właśnie Jemu zaufałam bezgranicznie i czułam niesamowitą opiekę, i ten cudowny, wewnętrzny pokój serca, którego nie daje nam świat, a który pochodzi właśnie od Boga.
Moja przyjaźń z Panem Jezusem zaczęła się przed wielu laty. Pamiętam chwilę, w której bardzo świadomie zawierzyłam swoje życie Panu Bogu. Wtedy jeszcze młodzieńcze marzenia, powołanie… Od tamtej chwili tak naprawdę każdego dnia rozmawiam z Panem Bogiem jak z kimś, kto jest obok mnie, kto patrzy, kto słucha, kto rozumie, jak ktoś, przed kim mogę być autentyczna. Kiedy się smucę, albo kiedy łzy ciurkiem płyną po moich policzkach, mówię: „Panie nie mam siły, ale skoro to widzisz, zrób coś, abym umiała to udźwignąć”. Pan Bóg wie, że nie jesteśmy z kamienia. I tak było i tym razem.
Kiedy zostałam przyjęta na oddział chirurgii, zastanawiałam się po co? — dzień szybciej? — skoro i tak nic mi dziś nie zrobią. Szybko otrzymałam odpowiedź. Przydzielono mnie do sali, w której leżała osoba o wiele słabsza ode mnie. Miałam niesamowitą okazję zobaczyć, jak wygląda Jezus cierpiący w drugim człowieku. A ja mogłam być i świadczyć swoją pomoc przez niewielkie gesty ludzkiej życzliwości. Już nie zapytałam Pana Boga drugi raz, dlaczego musiałam przyjść do szpitala dzień szybciej.
Zaczęłam się modlić, prosiłam za lekarzy, za chorych, za przyjaciół, za mojego męża i dzieci. Wszystkich i wszystko oddawałam z każdą chwilą Panu Jezusowi, powtarzając: „Panie Jezu niech Twoja Krew przenika do wszystkich sytuacji mojego życia, moich bliskich, niech mnie uzdrawia.” W pewnym momencie wysłałam kilkanaście sms-ów do różnych osób, w tym również Misjonarzy Krwi Chrystusa, z informacją, że będę miała zabieg i proszę o modlitwę. Kiedy otrzymywałam zwrotne sms‑y z zapytaniem, czy czegoś potrzebuję, odpisywałam, że modlitwy i troski o mojego męża i dzieci. Kiedy wróciłam, dowiedziałam się, że mój mąż też wysyłał sms‑y z prośbą o modlitwę, a na pytanie, czy czegoś potrzebuje, odpowiadał, że modlitwy za mnie. No i właśnie ta jedność przed Bogiem przynosiła swoje owoce. Okazało się, że ze wszystkich osób operowanych tego dnia tylko ja nie dostałam gorączki, nie brakowało mi uśmiechu do innych i ani razu nie miałam podniesionego ciśnienia, które czasami na widok tzw. „białego fartucha” samoistnie podskakiwało.
Rana goiła się bez żadnych powikłań, ja nadal odczuwam duży pokój serca, a czas powrotu do zdrowia traktuję jako osobiste rekolekcje i wielbię Pana Boga za każdą chwilę mojego życia, dziękując za wszystko, co mam.
Dorota
Comments:0
You must log in to post a comment.